Jan Lotowski Jan Lotowski
884
BLOG

Przymusowe przedszkole dla dobra dziecka?

Jan Lotowski Jan Lotowski Rozmaitości Obserwuj notkę 6
Gdy kobieta w Korei Płn. urodzi dziecko, to po okresie urlopu macierzyńskiego musi je oddać do państwowego żłobka. Maluch przebywa tam przez cały tydzień, 24/h. Jedynie w niedzielę matka może go zabrać do siebie, ale zwrócić musi jeszcze tego samego dnia wieczorem. Od wieku szkolnego państwo przejmuje pełną opiekę na dzieckiem. Rodzice są już niepotrzebni. Więź macierzyńska zostaje na zawsze zerwana. O ile w ogóle zdołała się wytworzyć...
 
Na tym przykładzie doskonale widać, że im bardziej barbarzyńskie państwo, tym bardziej usiłuje ingerować w stosunki rodzic - dziecko i niszczyć, krok po kroku, instytucję rodziny. Groźnego ogniska reakcji.
Teraz przenieśmy się do Europy. Dzieci są pod przymusem zabierane rodzicom już od lat 3-4. Kiedyś granicą było 7 lat. Widać więc w jakim kierunku zmierzamy.
 
Dla państwa totalnego, które stara się ingerować w każdy przejaw działalności człowieka, sytuacja, w której to rodzic decyduje o nauczaniu swego potomstwa, jest bardzo niewygodna. Dlatego „eksperci” tak bardzo naciskają na wczesną edukację przedszkolną. Oderwać dziecko od matki i wrzucić je w grupę, gdzie będzie mogło wykształcać „zdolności społeczne”. Jednocześnie tłumić indywidualizm, nonkonformizm i poczucie własnej wartości. Takie są prawdziwe, uświadomione bądź nie, cele „ekspertów” od edukacji.
 
W tym kontekście należy odczytać zapowiedź znanego socjalisty, ministra Boniego, który odgraża się w raporcie „Polska 2030. Wyzwania rozwojowe”, że przymusowa edukacja w Polsce musi obejmować już czterolatków. Do tego trzeba dodać dążenie rządu, by w ciągu kilku lat w polskich przedszkolach znalazło się miejsce dla co najmniej 90 proc. dzieci w wieku 3-5 lat.
 
By to zrealizować potrzebne są oczywiście pieniądze. Skąd się je weźmie? Oczywiście z podatków. Rodzice będą musieli jeszcze więcej harować, aby oddać swoje dziecko do kołchozu. I pomyśleć, że niektórzy się z tego jeszcze cieszą… W końcu nowoczesna matka musi się jakoś w życiu realizować, np. pracując w hipermarkecie za pieniądze mniejsze, niż jej mąż oddaje państwu w podatkach.
 
Zakończę ten przygnębiający wpis wierszem, z podręcznika dla zerówek „Nasza klasa” (firmowanego przez MEN), którego sześciolatki musiały się uczyć na pamięć:
 
„Do Unii też należeć chcę,
to drugi dom, więc cieszę się.
Dwa domy mam, tak bliskie mi,
 w jednym chcę żyć, w drugim chcę być."
 
Czy znają państwo rodzica, który by dobrowolnie zaproponował dziecku naukę takiego wierszyka? Nie? Dlatego właśnie edukacja jest państwowa i przymusowa.

Lepsze teksty: Socjalizm - tak, narodowy - nigdy! Wykształciuch=ćwierćinteligent (czasami pół) Saryusz-Wolski stachanowcem Europy PSL - a jednak mediom się udało Postęp Czerwonych Profesorów Europejski nacjonalizm i homo europaeus Matura dla debila Jak szkoły uczą niechęci do wolnego rynku Fikcja wolnych mediów w Polsce Czym różni się gwałciciel od lewicowca Piekło podatkowe Troska Wyborczej o Tuska i nasze bezpieczeństwo Balcerowicz przeciwko Karcie Praw Podstawowych! Jak zwolnić nauczyciela? Państwowe dzieci Europejskie wychowanie Eurocenzura dla blogerów Klątwa Ewy Kopacz i jej chwalenie się nią Spiskowa teoria śmierci B. Geremka Telewizja medium głupców Czerwone tramwaje od HGW za 16 mld Rodzina, Kościół i kapitalizm źródłem patologii Jak HGW dotuje anarcho-komunę na 11 Listopada W Europie nikt nie boi się socjalizmu Tragiczny stan polskiej edukacji Zabrać rodzicom już czterolatki czyli kaganiec oświaty Kisielewski o Kołakowskim i Michniku Kolektywny egzamin gimnazjalny Kto może być felietonistą Przymusowe przedszkole dla dobra dziecka TK i dyskryminacja pozytywna kobiet

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości